Gdy zeszłam na
boisko nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Co ci piłkarze
wyprawiali?! Tytoń siedział na poprzeczce i głośno pokrzykiwał
coś do Lewandowskiego, który biegał dookoła bramki. Piszczek z
Kubą rzucali się piłkami, a cała reszta coś głośno śpiewała.
Opamiętali się dopiero, gdy zobaczyli moją zdziwioną, a zarazem
przerażoną minę.
-Jesteście
psychiczni.- szepnęłam.
-Musimy jakoś
odreagować.- tłumaczył Kuba.
-Ciekawy sposób.
-stwierdziłam.
-Nie chcesz pośpiewać
z nami? -Perquis wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Nie, dzięki.-
odwzajemniłam uśmiech.
-Szkoda, przydałaby
się dziewczyna w naszym męskim chórze.- skomentował Piszczek
głośno się śmiejąc.
-Myślałam, że zawód
piłkarza to ciężka praca. A co ja tutaj widzę? Tylko wygłupy i
świetną zabawę.- powiedziałam.
-Tylko ci się tak
zdaję, tak naprawdę ostro trenujemy.- rzucił Wasilewski.
Wtedy na boisko
wszedł Fornalik.
-W dwuszeregu zbiórka!-
krzyknął, aby przywrócić wszystkich „do pionu”.
Stanęłam w parze, z
wyższym ode mnie o połowę, Przemkiem Tytoniem. Chłopaki, gdy
tylko to zauważyli, zaczęli się głośno śmiać.
-Nie no, nieźle się
dobrali!- zawołał Lewandowski.
-Cisza! Chociaż w
towarzystwie dziewczyny zachowujcie się normalnie.- wygłupy
przerwał im trener.
-Oczywiście szefie,
będziemy grzeczni.- skomentował Piszczek.
-W takim razie
zacznijcie robić rozgrzewkę, a potem powiem wam co dalej.-rzucił
Fornalik, a my zaczęliśmy biegać. Zrobiliśmy kilka okrążeń
wokół boiska.
-Wystarczy!-zawołał
trener kilka minut później. Ponownie posłusznie ustawiliśmy się
w dwuszeregu.
-Dzisiaj podzielimy się
na dwie drużyny.- mówił selekcjoner. - Daria – zwrócił się do
mnie- wybierze pierwszy skład, natomiast Przemek drugi. Ze względu
na to, że Daria nie gra zawodowo w nogę, więc wybiera pierwsza
całą swoją drużynę, która będzie składała się z dwóch
obrońców, pomocnika, napastnika, no i bramkarze oczywiście.
-Zaczynaj.- rzucił do
mnie.
-Hmm... Trudny wybór...
niech będzie Piszczek, Perquis, Kuba i Lewy. - powiedziałam, a
chłopaki zaczęli się cieszyć.
-Wygramy!-wrzeszczał
Łukasz.
-To się jeszcze okaże.
- skomentował Tytoń i wybrał swój skład. Należeli do niego:
Wasilewski, Glik, Grosicki i Sobiech. Chociaż porównując ich
drużynę do naszego teamu to mieliśmy bajeczny skład. Za to z
bramkarzami było całkowicie odwrotnie. Przecież nie dorównywałam
Tytoniowi umiejętnościami i doświadczeniem. Fakt, snajperów mieli
gorszych, ale to i tak było dla mnie ogromne wyzwanie.
-Gracie 20 minut.-
zakomunikował trener.
Ustawiliśmy się na
swoich pozycjach.
-Powodzenia!-krzyknął
do mnie ze swojej bramki Przemek.
-Nie dziękuję!-
odkrzyknęłam.
I wtedy zabrzmiał
pierwszy gwizdek. Pierwszą akcję rozwinęli nasi przeciwnicy.
Idealna kontra, ale zakończenie już nie za bardzo. Sobiech nie
trafił nawet w światło bramki. Na moje szczęście. Następnie moi
zawodnicy zaczęli świetnie grać. Sytuacji bramkowych mieli
mnóstwo, ale co z tego? Tytoń wybronił wszystko. No i niestety
jako pierwsza przepuściłam gola.
-Kurwa!- zaklęłam
głośno.
-Złość piękności
szkodzi.- zaśmiał się strzelec bramki- Sobiech.
-Spadaj!- odgryzłam
się mu.
Jednak kilka minut
później napastnik Borussii wyrównał wynik.
-Yeah.!- cieszyłam się
po zdobytej bramce. Chłopaki podbiegli do mnie i rzucili się na
mnie.
Kolejne dwa gole
strzelił mój team. Lewy dołożył jeszcze jedną bramkę, no i mój
kuzyn pochwalił się znakomitą formą. Ale przeciwnicy nie dawali
za wygraną. Piszczek i Perquis robili wszystko, aby nie dopuścić
do sytuacji bramkowych. Nawet aż za bardzo...
W ostatnich minutach
meczu, przy wyniku 3:2 dla naszej drużyny, Piszczek zrobił ostry
wślizg w polu karnym. Tak ostry, że Fornalik podyktował karnego.
-Już po mnie.-
jęknęłam.
Wasilewski ustawił
piłkę na 11 metrze od bramki. A ja skoncentrowałam się tylko na
piłce.
-Ona nie może znaleźć
się w siatce...- powtarzałam sobie.
Aby mnie
zdekoncentrować, Wasilewski zaśmiał się i oddał strzał. Nie
wiem jak to zrobiłam, ale chwilę później leżałam na murawie i
trzymałam piłkę w swoich dłoniach. Oczy miałam wciąż
zamknięte. W końcu je otworzyłam. Wszyscy stali jak
zahipnotyzowani i wpatrywali się we mnie. Z trybun natomiast
usłyszałam brawa. Podniosłam się i spojrzałam w tamtą stronę.
Stał tam, nie kto inny niż Wojciech Szczęsny...